EN

9.12.2005 Wersja do druku

Księżyc nad Bilbao

"Happy End" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Joanna Rawik w Trybunie.

Bertolt Brecht jest przede wszystkim poetą, do tego poetą nadzwyczaj muzykalnym. Słowo Bilbao brzmi jak muzyka, podobnie Surabaya, a w połączeniu z nieprawdopodobnej piękności muzyką Kurta Weila dostarczają człowiekowi wzruszeń, o jakie doprawdy niełatwo. Do Teatru Narodowego jechałam na przedstawienie "Happy Endu" z lękiem - może śpiewają legendarne songi z półplaybacku? Nie doceniłam twórców spektaklu. Oryginalne aranżacje Weila w wykonaniu zespołu muzycznego brzmią fantastycznie, bo też jego muzyka nie tylko wyprzedziła epokę, ale nigdy nie nuży, ciągle intryguje. Słuchając "Bilbao" zastanawiam się, jakim cudem wymyślił te wyrafinowane interwały, kunsztowną oprawę. I nieustanny zachwyt Brechtem, który w sposób perfekcyjny skojarzył dramat z kabaretem. Warszawska realizacja "Happy Endu" (premiera 30 czerwca br.) w reż. Tadeusza Bradeckiego to majstersztyk w każdym calu. Aktorzy znakomicie wykonują songi, które są wyjątkowo trudne techni

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Księżyc nad Bilbao

Źródło:

Materiał nadesłany

Trybuna nr 287

Autor:

Joanna Rawik

Data:

09.12.2005

Realizacje repertuarowe