"Księżniczka na opak wywrócona" w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Miało być lekko, dowcipnie i współcześnie. Miała być zabawa teatrem, z egzystencjalnymi pytaniami w tle. Miało być elegancko, ze szczyptą ekstrawagancji. Ale nie jest. "Księżniczka na opak wywrócona" Calderona w imitacji Jarosława Marka Rymkiewicza, wyreżyserowana przez Jana Englerta w Teatrze Narodowym, rozczarowuje, irytuje, nudzi. Elegancka jest tylko odwołująca się do estetyki lat 60. scenografia Barbary Hanickiej i kostiumy. Wszystko inne jest przyciężkie i raczej rodem z kabaretu niż teatru, o którym tyle się ze sceny mówi, chyba na wypadek, gdybyśmy zapomnieli, gdzie jesteśmy. Zakochana para - następcy tronów skłóconych księstw: księżniczka Diana (Małgorzata Kożuchowska) i książę Roberto (Piotr Adamczyk), których królewscy rodzice planują wydać za obojętnych im ludzi - pali wspólnie papierosa. W scenie ich miłosnych uniesień tryska fontanna, pojawia się neonowa tęcza i rząd słoneczników. Kożuchowska objeżdża scenę na skuter