"Iwona, księżniczka Burgunda" w szczecińskim Teatrze Współczesnym zaczyna się rewią mody. Krzykliwej, szpanerskiej, takiej, którą się chętnie ogląda na pokazach, lecz raczej nie nosi. Z głośników dudni wulgarne techno, z pewnością niegodne Jacka {#os#4015}Ostaszewskiego{/#}, autora subtelnych kompozycji do przedstawień {#os#14365}Mądzika{/#} i {#os#1116}Lupy{/#}. Podnoszenie atrakcyjności? Nie tylko, także modyfikacja znaczeń. Ta "Iwona" nieco "Operetką" pachnie, ale "Operetką", przez którą, przynajmniej chwilowo, nie wieje wiatr historii. Panuje forma - taka, jaka była obsesją Gombrowicza: wszechwładna, niewzruszona, nieco nudna w swej stabilności. Regulująca stosunki międzyludzkie, wyznaczająca hierarchie, obłaskawiająca niebezpieczeństwa, pozwalająca skutecznie usuwać z pola widzenia grzeszki, ułomności, kompleksy. Tyle że forma ta nie objawia się już poprzez ceremoniał dworsko-królewski, dobry może jeszcze w b
Tytuł oryginalny
Księżniczka techno
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 7