Tytuł przedstawienia, jakie aktorzy Teatru Nowego dają w Piwnicy Wandy Warskiej na Starym Mieście: "Karaluchy", wskazuje od razu, że idzie o jeszcze jedną inscenizację dziecinnych dramatów Stasia Witkiewicza z roku 1895. Było już owych inscenizacji kilka, ale wszystkie - o ile wiem - miały cechę wspólną: były okazją do zabawy, niekiedy świetnej (przedstawienie dyplomowe warszawskiej PWST w sezonie 1977/1978 w reżyserii Cieślaka i Grochoczyńskiego). Tym razem sprawa jest inna - i bardziej złożona. Zbigniew Mich wykorzystał w swoim przedstawieniu wszystkie ocalałe dramaty, nawet "Menażerię, czyli Wybryk słonia", opuszczając w tej ostatniej sztuczce odwołania do świata zwierząt, a zachowując tylko kilka zdań, które włożył w usta postaci ludzkich. Kompozycja tekstów w jego ujęciu pokrewna jest utworowi lirycznemu, w którym - jak tematy muzyczne - powracają fragmenty zaczerpnięte z różnych dramatów: sytuacje, sceny, zdania. Całość widziana j
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 7