W ciągu 30 lat kariery zagrał ponad 150 ról filmowych i teatralnych. Wielu zapamiętało go jako "polskiego Jacka Nicholsona" w teatralnej adaptacji "Lotu nad kukułczym gniazdem". Roman Wilhelmi. Ponad 12 lat po jego śmierci do księgarń trafia biografia napisana przez aktora Marcina Rychcika (30 l.). Z autorem rozmawia Kamil Grygorowicz.
- Książka "Roman Wilhelmi. I tak będę wielki" to wzbogacona zdjęciami praca magisterska. Materiały do niej zbierał pan w kręgu rodziny i przyjaciół aktora, którego... nigdy nie poznał pan osobiście! - Powodem napisania książki był spektakl tv "Lęki poranne", który obejrzałem kilka lat temu. W jednej z głównych ról grał Wilhelmi. Obejrzałem i pomyślałem: "Boże, ten aktor jest geniuszem teatru!". Szeroka publiczność na pewno go takim nie znała. W powszechnej opinii był Dyzmą z serialu telewizyjnego. Postanowiłem obalić ten krzywdzący go mit. - Jeden z dyrektorów teatru, w którym grał, ostrzegał go: "Jeśli wszedłeś w wielkie role, to szykuj się na duże baty". Łatwo udźwignąć geniusz? - Myślę, że nie było mu łatwo. Tym bardziej, że krążyło o nim wiele niepochlebnych opinii. O wielu artystach mówi się, że piją - o nim mówiło się, że chla! Rzeczywiście, wyruszał czasem w alkoholową wędrówkę. Ale nie robił teg