- Z moimi pierwszymi inscenizacjami operowymi było tak jak w teatrze - stanowiły próbę zapomnienia tego, co widziałem w życiu, by zacząć myśleć od nowa - mówi Krzysztof Warlikowski, reżyser i dyrektor Nowego Teatru w Warszawie, w rozmowie z Jackiem Marczyńskim w Teatrze.
JACEK MARCZYŃSKI Pana ostatnią nową realizacją operową są "Bachantki" w oryginalnej angielskiej wersji - "The Bassarids". Kiedy pięćdziesiąt lat temu Hans Werner Henze komponował ten utwór dla festiwalu w Salzburgu, Dionizos mógł być kimś, kto burzył stary, skostniały świat, zapowiadał bunt młodej generacji. Kiedy w 2018 roku Pan realizował "Bachantki" w Salzburgu, chyba inaczej postrzegamy Dionizosa? KRZYSZTOF WARLIKOWSKI Za każdym razem patrzymy na Dionizosa inaczej. Czy słuchał Pan nagrania "Bachantek" z 1966 roku? Tam było może przeczucie buntu, ale nie było realizacji. Powstała kolejna opera wystawiona ówczesnym językiem inscenizacyjnym. Strona wizualna niczego nie dodawała, strona muzyczna była jedynie próbą dotarcia do istoty dzieła. Kiedy teraz słucha się Kenta Nagano, jak dyrygując, próbuje ogarnąć operę Henzego, to nuty są te same, ale mamy do czynienia z innym utworem. Może też musiało minąć kilkadziesiąt lat, żeby można