W Polsce często pisano o Tadeuszu Kantorze: komiwojażer, przywożący do kraju nowinki ze świata, artysta "wciąż zmienny pod wpływem rodzących się na Zachodzie formuł plastycznych". Tkwiła w tym tylko część prawdy - pisze Krzysztof Pleśniarowicz w Rzeczpospolitej.
Był ostatnim naprawdę wielkim artystą z rodu awangardzistów, "artystą końca XX wieku", jak zatytułowali poświęconą mu książkę Francuzi. Tacy jak on, nieliczni, przesądzali o europejskości polskiej kultury. Wbrew logice historii, niekiedy wbrew nam samym. Jego biografia rozpina się symbolicznie wśród największych historycznych konwulsji epoki; urodził się wkrótce po wybuchu pierwszej wojny światowej, zmarł, gdy żywa jeszcze była euforia "wiosny narodów" po zburzeniu berlińskiego muru. Jego dzieło, malarskie i teatralne, wyraziło prawdę naszych czasów: wieku ludobójstw, miażdżących jednostkę totalitaryzmów - ale także powszechnej ideologizacji i komercjalizacji sztuki, spektakularnych, masowych akcji pod sztandarami awangardy. Frank Rich z "New York Timesa" napisał: "Chyba niełatwo być Kantorem, posiadającym ten błogosławiony, ale i przeklęty dar śnienia koszmarów naszego wieku". Od pamięci dramatycznie doznawanej Historii nie mógł i n