Stolica kontynentalnej Europy. Kultowy teatr. Wybitna powieść Raymonda Roussela. Szkoda, że sztuczki reżysera Krzysztofa Garbaczewskiego i dramaturga Marcina Cecki nie wypaliły akurat w Volksbühne - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.
Nasi w Volksbühne! Ucieszyłem się, gdy usłyszałem, że w kultowym berlińskim teatrze pracować będzie Krzysztof Garbaczewski, jeden z najistotniejszych twórców pokolenia trzydziestolatków. Scena przy placu Róży Luksemburg to dla tej - również mojej - generacji symbol. Lewica fascynowała się Volksbühne prowadzoną przez Franka Castorfa, ikonę teatru politycznego. Dla konserwatystów była ona źródłem wszelkiego zła, publicystyki na scenie, antyestetycznej i bezczelnej. Co drugiego istotnego reżysera okrzykiwano "polskim Castorfem". Nieraz był to komplement, często - zarzut ściągania z Niemca. Castorf odchodzi w przyszłym roku po ćwierćwieczu dyrekcji. W ostatnim jego sezonie wśród twórców teatru i tańca - Garbaczewski. Opromieniony sukcesami inscenizacji Szekspira: olśniewającej wrocławskiej "Burzy"; szalonego i rozbuchanego "Hamleta" z krakowskiego Starego; groteskowego i odważnego "Makbeta" w Petersburgu. Szkoda, że reżyser musiał się p