- To było szaleństwo - słomiane lalki Jana Berdyszaka w Weselu, wprost nawiązujące do Chochoła, albo wiklina w scenografii do Siała baba mak Krystyny Miłobędzkiej - mówi Krzysztof Deszczyński, aktor, twórca poznańskiego festiwalu "Zostań Gwiazdą Kabaretu".
Mija niemal rok od ukazania się Twojej książki "Kolory Deszcza. Kuglarze". Z ciekawości zapytam, czy dziś coś byś w niej zmienił? Może dopisał? - Raczej nie. Oczywiście znam wiele jeszcze opowieści i anegdot, które można by przytoczyć, ale docierają do mnie pozytywne opinie na temat tej książki. Od jej opublikowania odbyło się np. wiele dyskusji na temat Teatru Animacji, a ściślej dawnego Teatru Lalki i Aktora "Marcinek". W ich trakcie padały opinie, że od lat nikt tyle nie pisał o Marcinku i pani Leokadii Serafinowicz, która zasługuje na bardziej spektakularną formę upamiętnienia. Serafinowicz "ucieka" z historii miasta, jest coraz bardziej zapomniana, a przecież jej teatr był genialny. Poznań był dzięki niemu na światowych afiszach, znalazł się w obiegu międzynarodowych festiwali artystycznych, takich jak Cervantino w Guanajuato w Meksyku czy Festival du Jeune Théatre w belgijskim Lige... To był bardzo nowatorski i wyprzedzający swoją