- Jak pracowałem z Janem Tadeuszem Stanisławskim, to wieczorem przy kolacji Jasiek zamawiał znany koniak i mówił: "Kochani pochwalmy się, skoro nikt nas nie chwali" - rozmowa z obchodzącym złoty jubileusz Krzysztofem Deszczyńskim, reżyserem, aktorem, twórcą widowisk z Poznania.
50 lat - od jakiego wydarzenia je liczymy? - Od 1 września 1968 roku. Od podpisania umowy z Poznańskim Teatrem Lalki i Aktora Marcinek, jako adept w pomocniczym zespole aktorskim... Mocne wejście w zawód w legendarnym już teatrze Leokadii Serafinowicz. A skąd się wziął kabaret? - Mieszkałem sześć lat w hotelu Zacisze, który zajmowali aktorzy. Moimi sąsiadami byli artyści związani z kabaretem: Grzesiek Warchoł, Krysia Tkacz, Michał Grudziński czy Piotrek Sowiński, który reżyserował pierwsze spektakle Teya. Widać mi się udzieliło. Odnotujmy jeszcze, że w sezonach Deszcza była i urzędnicza kariera, i to na wysokich, dyrektorskich szczeblach... - Na początku stanu wojennego dostałem propozycję poprowadzenia teatru, w którym pracowałem, czyli Marcinka. Uznałem, że to nie jest dobra data, żeby się tego podejmować... Na wszelki wypadek wziąłem więc urlop z teatru. Zacząłem wówczas robić widowiska z Wielkopolską Orkiestrą Symfonic