"Persona" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Paweł Schreiber w Teatrze.
Elżbieta Vogler, bohaterka "Persony" Ingmara Bergmana, nie ma ostatnio szczęścia na polskich scenach. W Warszawie musiała z kamienną twarzą patrzeć na niespodziewany finał zmagań Simone Weil z Krystianem Lupą. Niestety niedługo potem, w spektaklu "Persona" reżyserowanym w Teatrze Wybrzeże przez Grzegorza Wiśniewskiego, znów była zmuszona przechodzić w milczeniu ciężkie chwile. Choćby w czasie audycji radiowej, którą pielęgniarka Alma próbowała ją trochę zabawić w trakcie pobytu w szpitalu. Najpierw, jak u Bergmana, słychać było kobiecy głos proszący nieznanego rozmówcę o przebaczenie. Vogler zaczęła się śmiać, ale zamiast wyłączyć odbiornik (jak zrobiła to Liv Ullmann w "Personie"), stopniowo zwiększała pilotem głośność. Dźwięk stawał się nieznośny, niektórzy widzowie zatykali uszy, a całkiem dobrze zagrane żebranie o litość przeszło nagle w serię bełkotliwych okrzyków, w których mowa była o mroku i nieobecności Boga