W Polsce powiększa się krąg osób, o których nie wypada źle pisać. Prawdziwy problem zaczyna się, gdy ostrze krytyki skierowane jest w święte krowy. Okazuje się, że świętych krów kultury mamy całe stada. To są tzw. warszawsko-krakowskie liczne nieruchomości, czyli wybitni aktorzy, autorzy, reżyserzy, plastycy, których się nie rusza, bo kiedyś byli dobrzy, bo sto lat temu zrobili niezły film czy napisali książkę - uważa Krzysztof Skiba.
Na zdjęciu: Antoni Słonimski (1895-1976), krytyk bezkompromisowy.
Między artystami a krytykami sztuki trwa stan permanentnej wojny. Stan twórczego napięcia, w którym artysta stara się oczarować, wzruszyć, a czasem wyprowadzić krytyka i widzów w pole, zaś krytyk pilnuje, czy artysta jest uczciwy, a jego dzieło wartościowe, czy jest jak najbardziej zdrowy i pożądany. Spór twórców z krytykami jest konieczny, bo tak tworzy się kultura. Tymczasem u nas tzw. elity lansują model, w którym krytyk powinien kadzić artyście, a po premierze iść z nim razem na wódkę i dziwki. Nic dziwnego, że te elity oburzyły się na recenzenta "Gazety Wyborczej" Romana Pawłowskiego, gdy poważył się skrytykować świętość polskiego teatru Jerzego Grzegorzewskiego. Ludzie z naszej paczki Być może już niebawem powstanie w Polsce powieść kryminalna z kluczem, a nawet pękiem kluczy, której bohaterem będzie osaczony przez złych krytyków wrażliwy artysta. Po kolejnej "głupiej i napastliwej" recenzji, niszczącej nie tylko jego, al