"Turandot" Giacomo Pucciniego w reż. Marka Weissa w Operze Podlaskiej w Białymstoku. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.
Białostocka realizacja dramatu operowego "Turandot" łączy w sobie opowieść o szaleństwie totalitaryzmu i szalonej miłości. Ta miłość, zgodnie z operowym kanonem z poprzednich wieków, musi być dramatyczna, szalona, nieco wydumana. I taka właśnie jest, by zadowolić wielbicieli klasycznej opery. Trzeba jednak pamiętać, że Giacomo Puccini pisał ją obserwując narodziny faszyzmu. I to sceny zbiorowe stanowią o jej wyjątkowej sile artystycznej. Mimo pozornie skromnej scenografii - głównie to plac przed pałacem i nocny Pekin, właśnie ten ascetyzm pomaga dojrzeć szaleństwo władzy absolutnej. I to od pierwszego aktu. Kiedy Maciej Nerkowski jako Mandaryn, w militarnym uniformie ogłasza lokalne prawo, podekscytowany tłum żąda krwi, chce widowiska. I dzięki reżyserowi Markowi Weissowi- widowisko dostaje. Spadnie gilotyna, głowa księcia Persji dołączy do kolekcji innych błękitnokrwistych głów. Ten sam tłum, czyli genialnie brzmiący chór OiFP połą