Stół, za nim tytułowe Księżniczki. Tylko jedna z nich jest "prawdziwą" księżniczką - ma na głowie koronę. Co prawda plastikową i lekko tandetną, ale przecież nie o dosłowność tu chodzi. Reżyser Michał Borczuch konstruuje trudny w odbiorze i nieoczywisty obraz świata z pozoru zawładniętego przez kobiety. Ale tylko z pozoru - o "Dramatach księzniczek" pisze Pamela Bosak z Nowej Siły Krytycznej.
Spektakl Slovensko mladinsko gledališče w Lublanie oparty został na adaptacji cyklu utworów Elfriede Jelinek "Śmierć i dziewczyna I-V. Dramaty księżniczek" (dramaturgia Tomasz Śpiewak). Dwa pierwsze utwory cyklu skupiają się na baśniach o Królewnie Śnieżce i Śpiącej Królewnie w reinterpretacji Jelinek. Właśnie te dwie królewny siedzą przy stole z trzema innymi kobietami, gdy usadzani przez obsługę Boskiej Komedii widzowie zajmują swoje miejsca. Gaśnie światło, kobiety odchodzą od stołu i opuszczają scenę. Po niedługim czasie wracają z torebkami i rozsiadają się wygodnie przy stole, dokładnie w takim samym układzie. Wymieniają myśli, wskazówki dotyczące ich tożsamości. Czy po to, żeby widz mógł je rozpoznać? Jedna z nich mówi: "moje życie jest snem", co sugeruje, że jest Śpiącą Królewną. Przekonamy się, że skojarzenie było jak najbardziej trafne. Śnieżka, jak możemy się domyślać, to ta, która zajada jabłka: wyjmuje z tor