"Straszny dwór" w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Krótko, bo jeśli reżyser "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki w każdym calu dzieła swojego - od kostiumów poczynając, a na bladych licach sopranistek kończąc - pokazuje swą fatalnie odwzajemnioną miłość do tkwiącego w tytule przymiotnika, to po cholerę mam pisać długo? W piątej minucie dzieła myślałem, że śnię. W piętnastej - że gmachy pomyliłem. W trzydziestej zaś - że znów usnąłem. Dopiero w czterdziestej pojąłem, że tu nie o sen chodzi, lecz o to, by pisać krótko. Otóż, ja wiem, że autor libretta - Jan Chęciński - był globalnie znanym Chińczykiem. Wiem, że zaśpiewanie "Strasznego dworu" w języku oryginału, czyli po chińsku, graniczy z cudem. I doceniam, że śpiewacy krakowskiej opery są do zawodu dykcyjnie tak cudownie przygotowani, że po polsku śpiewając - w istocie po chińsku śpiewają. Doceniam to, ale też mam do pana Karczykowskiego - wodza artyzmu w Operze Krakowskiej życzenie krótkie. Otóż, jeśli Pana owiecz