Widzowi, który na spektakl przyszedł nieco przygotowany i przypomniał sobie tamte utwory, przedstawienie może wydać się rozbudowanym deja-vu czy flashbackiem nieposłusznej pamięci - o "Dancingu" w inscenizacji i choreografii Jarosława Stańka w Teatrze Polonia w Warszawie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Niektórzy lubią poezję. Nie wszyscy. I dla tych niektórych propozycję teatralną wymyśliła i zrealizowała Krystyna Janda. Aktorka wyjęła z archiwów (nie)pamięci kilkanaście tekstów Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, budując z nich kolejną premierę Teatru Polonia. Delikatne, motyle słowa czołowej poetki Dwudziestolecia Międzywojennego, ubrane w konkret ciała i muzyki (Jerzy Satanowski), zostały wydane na osąd widza w trwającym niespełna godzinę przedstawieniu. Z wierszy utkana została szczątkowa opowieść. Bezimienna bohaterka (Krystyna Janda) z goryczą wspomina tajemniczy dancing, na którym poznała mężczyznę swojego życia - i krótko po którym musiała się z pięknym nieznajomym rozstać, już na zawsze. Krótkie spotkanie odcisnęło trwały ślad we wrażliwości i myśleniu bohaterki. Jej wspomnienia (nie wiadomo, urojone czy przywołujące rzeczywiste wydarzenia) ucieleśniają się na jej i naszych oczach. Realizuje się to przez pośrednict