Kiedy przyszłam do teatru i miałam do czynienia z Lupą, mówiło się, że jest to teatr trudny i niezrozumiały. A dowodem miała być garstka widzów na spektaklach. Obecnie na jego przedstawienia nie ma biletów i na co to jest dowód? - pyta Małgorzata Hajewska-Krzysztofik w Machinie.
Mówi się, że Pani jest ikoną polskich ciot. Obsesją środowisk mniejszości seksualnych zainteresowanych teatrem. Oczywiście, z poważaniem. - Pierwszy raz o tym słyszę. Powinnam podziękować? Chcę po prostu dobrze robić to, co robię. Nawet kiedy zdarza się, że nie chce mi się iść do teatru, bo biometr jest niekorzystny. Może jest jakiś gatunek ról, które sprawiają, że ktoś nazywa mnie taką czy inną ikoną. Dla mnie najważniejsze jest, żeby mi ktoś nie zarzucił, że nie daję z siebie stu procent. Obecny czas jest najlepszym w moim życiu, bo potrafię być prawdomówna i nie milczeć, kiedy się z czymś nie zgadzam. Można powiedzieć, że osiągnęłam wewnętrzną spójność i odzyskałam wiarę w siebie, której mi brakowało. Mam świadomość, że coś mi się udało. Ale nie mam glejtu na przyszłość. Muszę być w dobrej kondycji. Chcę pracować z ludźmi, którzy dają mi szansę, jak Lupa czy Warlikowski. To są różne światy. - Ró�