"Mary Stuart" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Długo czekaliśmy na wielką rolę Bożeny Borowskiej. I doczekaliśmy się. Mary Stuart to zwycięstwo aktorki. Bez większego uszczerbku dla jej kreacji, można by usunąć pozostałe postaci dramatu. Powstałby wtedy fascynujący monodram. W tym, co napisałem, da się wyczuć nutę ironii wobec scenicznych partnerów Bożeny Borowskiej. Ale nie są temu winni aktorzy. Oglądając spektakl premierowy, odnosi się wrażenie, że reżyser Waldemar Zawodziński skupił się na osobistych przeżyciach głównej bohaterki w ostatnich godzinach życia, pozostawiając samym sobie pozostałych bohaterów. W konsekwencji równolegle do misternie zbudowanej roli tytułowej obserwujemy wokół niej sceniczny chaos - obrzydliwe działania rozmaitych szalbierzy, cyników, dworaków, pokojowców... Dramat Hildesheimera daje się odczytać na wiele sposobów. W Teatrze Nowym jesteśmy świadkami dramatu królowej. Na bok zeszły kwestie dotyczące mechanizmów władzy, a konflikt religijny w kr