"Martwa natura w rowie" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Julia Ostrowska w Teatrakcjach.
Ciemność, z której wyłaniają się postaci w policyjnych mundurach i z króliczymi głowami. Psychodeliczna muzyka i nagłe, mocne światło. Chwila napięcia, a potem znów mrok i cisza. Tak rozpoczyna się spektakl "Martwa natura w rowie" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Scena ta przywodzi na myśl fragment filmu Davida Lyncha "Inland Empire" i jego serię filmów krótkometrażowych "Rabbits". U Bogajewskiej, tak jak u Lyncha, aktorzy ubrani są w zwyczajne, ludzkie stroje, chociaż ich głowy nie są zwyczajne i ludzkie, lecz królicze. Już od samego początku widać więc, że nie mamy do czynienia z klasycznym kryminałem. Niestety poziom niezwykłości, wbrew oczekiwaniom widzów, zamiast wzrastać, opada. Oprócz ludzi-królików elementem oddalającym spektakl od realizmu jest to, że dziewczyna, która przed chwilą leżała martwa na deskach sceny, nagle powstaje, bierze prysznic, ubiera się i przechadza się pomiędzy