Obrazek sceniczny Zmartwychwstanie Polski ukazał się w numerze dziecięcego pisma „Płomyk” w roku 1928 – do wykorzystania podczas obchodów 10. rocznicy odzyskania niepodległości pisze Jarosław Komorowski w portalu Teatrologia.pl.
8 listopada 1926 roku premier w randze marszałka Józef Piłsudski wydał okólnik, w myśl którego urzędnicy państwowi, w tym nauczyciele (a zatem i uczniowie) mieli 11 listopada dzień wolny od pracy, tak by swobodnie mogli wziąć udział w uroczystościach z okazji rocznicy odzyskania niepodległości (oficjalne święto państwowe ustanowiono dopiero w 1937 roku). Tym samym otwarta została droga do organizowania w szkołach wszystkich szczebli obchodów na dużą skalę, z wykorzystaniem różnorodnych elementów widowiskowych, w tym teatralnych. Trzy dni później, 11 listopada 1926 roku, Piłsudski wygłosił przez radio niezwykłe w formie i treści przemówienie okolicznościowe:
„Siedzą przy mnie dwa dzieciaki, dzieciaki miłe, i proszą o bajkę. Dlatego też powiem paniom i panom bajkę dla dzieci i dorosłych. […]
Razu pewnego zobaczyłem gromadkę dzieci, schyloną i skurczoną nad jakimś przedmiotem. Patrzyłem zdumiony, co na brudnym, śmietnistym podwórzu one widzieć mogły, i dojrzałem małą żabkę. Żabka, w błocie utytłana, zabrudzona, w piachu wywalana, skakała niezgrabnie na długich nogach i wyłupiastymi oczkami łyskała na dzieci. Na to mi jeden chłopak odpowiedział, że przecież była taka żabka na świecie, co – on sam o tym czytał – na śmietnisku skakała, a nagle przez czary i dziwy wyjechała złocista kareta – ogromna kareta, w sześć rumaków wielkich zaprzężona. Sześciu wielkich hajduków pod uzdy rumaków trzyma […] i, o czary! i, o dziwy! – z żabki robi się nagle cud dziewica, cud dziewczyna – o przepięknych oczkach i liczku! […] Z żaby zatytłanej, w błocie uwalanej, tak piękna dziewczyna wyskoczyła z karety, a panie, strojne nad wyraz, niosą koszulkę białą, koszulkę cienką – jedwab najlepszy. […]
Dziewczyna sama sobie się przypatruje i dziwi się. A suknia, w którą ją przebierają, w białe perełki, róże, przeszyta złotem, srebrem, świeci. […] Żabę brudną, w dziewczynę cudną przez czary zmienioną, wsadzają do karety i jedzie ona na białe, na wielkie pałace i sale. […] Są więc czary i dziwy, kiedy dziewczę jest szczęśliwe. Powiadają, że bajek na świecie nie ma!… Tak mi chłopak mówił i czekał, żeby z żabki cud dziewica wyskoczyła i karoca na śmietnisko zjechała. Sam nie wiem, czy to bajki prawdziwe, ale że są czary i dziwy, kiedy ktoś jest bardzo szczęśliwy, to jest prawdą. To ja sam na własne uszy słyszałem, na własne oczy widziałem, własnymi palcami dotykałem takich czarów i dziwów, że doprawdy aż opowiadać strach. […]
Był kiedyś listopadowy dzień jasny, kiedyś, roczków niewiele, a działy się wtedy czary i działy się dziwy. Na drodze błotnistej, w błoto wszędzie zawalanej, ciągnie szary, krótki i niedługi – wąż szary chłopaków i chłopców. Tak samo, jak ta żabka niezgrabna, skacząc szli, zmęczeni, przytupując niekiedy zmarzniętymi nóżkami, po drodze błękitnej, szarej i wilgotnej. Biedne chłopaki, biedni chłopcy! […] Jakąż przeszli oni ciężką dolę! Szli noc całą, tak, że śmierć im wszędzie w oczy zaglądała. Szli przez bramy śmierci, przez wrota jej ciasne i duszne, szły biedne chłopaki, czując śmierć nad sobą. […]
Minęło roczków niewiele, latek niedużo, dzień goni dzień, noc nockę prześciga, przyszedł znowu listopada dzień 11. – patrzy znowu kasztanka ta sama, łysym łbem kiwa, a świat zaczarowany przed jej oczami się przesuwa. W stolicy bruki pod kopytami jej dzwonią i wszystko zupełnie inaczej wygląda. Czar nad czary i dziw nad dziwy! […] Idzie lud zbrojny, idzie twarda w zbrojach piechota, hełmy na nich stalowe, świecą lufy żelazne, idą krokiem twardym, miarowym. […] Za nimi malowane ułany nad ułany! Jedni idą konni, drudzy spieszeni, a trąby mosiężne i warkot bębnów, fanfar odgłosy o zwycięstwie mówią. Cały świat jest zaczarowany! […] Świat zaczarowany, przemiany ogromne skąd idą? Dokąd płyną? Czy z bajek i czarów? Czy z czego innego?”.
Wspomniane na początku „dzieciaki miłe” to towarzyszące Piłsudskiemu córki – Wanda miała wówczas osiem lat, Jagódka – sześć. A skoro sam Marszałek taką bajkę opowiedział, Polskę Odrodzoną z zaczarowaną królewną-żabką porównując, nic nie stało na przeszkodzie, by w rocznicowym repertuarze dla najmłodszych mogły o Niepodległej mówić skrzaty, duszki, krasnoludki, a choćby i polne dzwonki czy serduszka dziecięce (jak w Żywych dzwonach Ewy Szelburg-Zarembiny). Miały one małemu dziecku pomóc w zrozumieniu pojęć tak trudnych, jak wolność, niewola, śmierć. Jako przykład niech nam posłuży krótki obrazek sceniczny Jadwigi Lampkowej Zmartwychwstanie Polski:
„W głębi lasu na kamieniach, na których usłano posłanie z mchu, leży w białej, strojnej szacie POLSKA. Obok na kamieniu korona, berło i płaszcz królewski. Pięciu KRASNOLUDKÓW pilnuje POLSKI. Czterech rozmawia, piąty (BAJARZ) przy insygniach siedzi i czyta dużą księgę.
KRASNOLUDEK I: Biedna nasza pani! Kajdany cisną jej ręce, aż krew cieknie.
KRASNOLUDEK II: Ja jednak nie rozumiem, czemuż ona nie każe zerwać kajdan i nie idzie żyć?
KRASNOLUDEK III: Ja też nie rozumiem. Siedzimy tu i pilnujemy jej, a ona leży jak zmarła i nic nie mówi.
KRASNOLUDEK IV: To wie najlepiej Bajarz, on by nam powiedział.
KRASNOLUDEK I: Poprosimy go, niech powie. (Zwraca się do KRASNOLUDKA czytającego księgę) Bajarzu!
BAJARZ (podnosi głowę znad książki): Czego chcesz, smyku?
KRASNOLUDEK II: Chcieliśmy prosić…
KRASNOLUDEK III: Żebyś nam powiedział…
KRASNOLUDEK IV: Dzieje naszej pani!
BAJARZ (odchrząknął i siadł obok nich): Jestem Bajarzem i znam dzieje naszej biednej pani, która zwie się Polska.
KRASNOLUDKI: Mówże, mów!
BAJARZ: Żyła ona przez wieki i królowała wśród pól szerokich i lasów. Do stóp jej kładło się morze, strzegły jej łańcuchy gór. Raz była potężna i bogata, to znów podupadała, lecz żyła. Aż przyszedł czas… okropny! Było to przeszło sto lat temu. Zmówili się źli sąsiedzi, napadli na nią. Włości jej zrabowali, a ją okutą w kajdany wysłali do więzień i kazamatów. Dużo przecierpiała, aż oto schroniła się tutaj, by pod naszą opieką śnić o swym zmartwychwstaniu. Lecz kajdan jej zdjąć nie można, a one uciskają białe jej dłonie i wrzynają się w ciało, aż do krwi.
KRASNOLUDKI: O biedna, kochana pani! (Za sceną słychać krzyki, strzały, huk i śpiew: „Dalej bracia”…) Słyszycie? Co to za wrzaski? O! O! Łuny pożarne. Świat się pali! Schowajmy się, ktoś biegnie w tę stronę.
Gałązkami zakrywają POLSKĘ i same chowają się w świerki. Wpada gromadka: STARZEC, dwie DZIEWCZYNY, SIOSTRA MIŁOSIERDZIA i PACHOLĘ.
WSZYSCY: Wojna! Wojna i do nas doszła okrutna!
DZIEWCZYNA I: Zabili mą matkę. Patrzyłam na to. (Zasłania oczy.)
DZIEWCZYNA II: Jak uciekaliśmy, zabłąkana kula zabiła mi brata. Nie miałam czasu nim się zająć! O! Biedna dola nasza!
STARZEC: Dzieci moje i wnuki, jak kwiaty podcięte na łące, leżą pokotem na polu. Po cóż mnie życie zostało?
WSZYSCY: Co poczniemy? Gdzie się zwrócić? Wszędzie wróg. Tam Niemcy zabijają, tam Austriak rabuje, tu Moskal ciemięży.
SIOSTRA MIŁOSIERDZIA: Już ręce mnie bolą od dźwigania rannych. Nie mogę patrzeć na tyle krwi… Ale nam modlić się trzeba, tam nasze orły walczą.
WSZYSCY: Jakie orły?
SIOSTRA: Wszak On utworzył Legiony polskie i walczy o wolność Polski.
KRASNOLUDKI: Chwała im i cześć!
WSZYSCY: Któż to „On”?
SIOSTRA: Nazywa się Józef Piłsudski…
KRASNOLUDKI: Chwała mu i cześć!
WSZYSCY: Cześć mu! Módlmy się o wolność Polski, o powodzenie Polaków!
Klękają i śpiewają „Boże coś Polskę”.
SIOSTRA: Strach myśleć, co się dzieje. Polacy walczą we wszystkich trzech armiach. Brat idzie na brata. Lecz co to?
Za sceną słychać kroki i śpiew „Jeszcze Polska”.
WSZYSCY: To wojsko idzie! Uciekajmy, uciekajmy!
STARZEC: Stójcie – to Polacy!
Wchodzi LEGIONISTA.
LEGIONISTA (rzuca czapkę w górę): Niech żyje Polska niepodległa!
WSZYSCY (otaczają go): Jakie nowiny?
POLSCE z rąk spadają kajdany, wstaje, KRASNOLUDKI ubierają ją w głębi sceny.
LEGIONISTA: Koniec wojny! Wiwat! Dziś w dniu jedenastym listopada wolą narodów wrócono Polsce wolność. Wiwat!
WSZYSCY: Wiwat! Wiwat! Wiwat!
LEGIONISTA: Dzień 11. listopada wryje się w pamięć każdego Polaka. Wolniśmy! (Śpiewa „Legiony to…”. Wszyscy łączą z nim swój głos. Wychodzi ku nim POLSKA w otoczeniu KRASNOLUDKÓW.)Ach! (Klękają.)
POLSKA: Wśród jęków i łez przetrwałam wiek. Kajdany gniotły me dłonie. Dziś wstaję wolna, lecz jestem słaba i krwią ociekła. Dzieci moje, w zgodzie i współpracy zabierzcie się do gojenia mych ran.
BAJARZ (występuje naprzód): Ale pamiętajcie, w zgodzie, bez waśni i kłótni. Długie jeszcze lata pracy i niedoli przed wami, lecz zgodą i pracą zmożecie biedę i wrócą do Was szczęście i dostatek.
WSZYSCY: Niech żyje Polska wolna, niepodległa! Wiwat!
Można się uśmiechnąć, można skrzywić… Już? To policzmy. Obrazek sceniczny ukazał się w październikowym numerze dziecięcego pisma „Płomyk” w roku 1928 – do wykorzystania podczas obchodów 10. rocznicy odzyskania niepodległości. Jego odbiorcy mieli siedem – osiem lat, dziesięciolatki mogły przygotować przedstawienie dla młodszych kolegów czy nawet sześcioletnich przedszkolaków. Urodziły się owe „dzieciaki miłe” w latach 1918–1922. To zatem „pokolenie Kolumbów” zaczynało w taki sposób patriotyczną edukację, z której egzamin zdawać musiało, gdy najeźdźcy z zachodu i wschodu przyszli podpalić dom. Niedawni uczniowie szkoły powszechnej doskonale wiedzieli nie tylko, jak walczyć, ale zwłaszcza po co i o co walczyć. Wszakże każdy krasnoludek wie, co to Polska, ojczyzna, niepodległość, obowiązek… Prawda?
Kończąc audycję świątecznymi życzeniami, Marszałek mówił:
„Nie wiem, panie i panowie, jak powita nas 11 listopada w przyszłym roku. Może nam szyby deseniami szronu przesłoni i śniegiem przyprószy dachy i ulice miasta. […] A może uśmiechnie się tak, jak uśmiechało się w czarownym dniu 11 listopada 1918 roku? I słonko jesienne lica przygrzeje, i wiatr łagodny w twarz chłodzić będzie […]. Życzę paniom tego i panom, i miłym dzieciom”.
Życzenia te z pewnością możemy przyjąć również dziś.
Jarosław Komorowski