Na każde przedstawienie Czerwonego Kapturka wybieram się zawsze z wielodniowym opóźnieniem. Czynię to zawsze rozmyślnie i z pewnym wyrachowaniem, jak ów handlarz, który nim kupi jakiś przedmiot odwiedzi przed transakcją kilka sklepów i dla pewności... sprawdzi ceny. Dla mnie tą ceną jest, albo raczej są, rozmowy z młodocianymi widzami. A ponieważ sam mam dzieci, a te z kolei otoczone są całym "szwadronem" koleżanek i kolegów, więc wywiad mój nie napotyka zbyt wielkich trudności. Opinia o "Królewnie Fali" była zgodna. Szkraby dosłownie zachłystywały się zachwytami: piękna, śliczna, cudna, wspaniała. A więc wybrałem się - i ja. Przyznaję - nie wstydzę się swego zachwytu - z przedstawienia wyszedłem b. zadowolony. Dziś już wiem, co było tego zadowolenia źródłem. Nie dziecięce otoczenie, z którym mam stale do czynienia, nie wspomnienie lat szczenięcych jakby powiedział Makuszyński, lecz... odproblemienie b
Tytuł oryginalny
Królewna Fala
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Olsztyńskie nr 153