W dwa i pół roku od prapremiery monachijskiej czwarta opera Krzysztofa {#os#5776}Pendereckiego{/#} dotarła do Krakowa, w którym po raz pierwszy wystawiono dzieło sceniczne kompozytora, mieszkającego w nim z górą od 35 lat. Od dawna twórca ten nosił się z zamiarem wykorzystania w charakterze operowego libretta obrazoburczego dramatu francuskiego licealisty z ubiegłego stulecia (którym był Alfred {#au#620}Jarry{/#} w chwili pisania "Króla Ubu"), jednakże dość długo nie było ku temu sprzyjających okoliczności. Ograniczona suwerenność i opaczne traktowanie przez ówczesne władze narodowego dziedzictwa rodziły obiekcje co do tego, czy jest to najwłaściwszy moment, aby sięgać po utwór, którego akcję autor zlokalizował w "Polsce, czyli nigdzie", choć należy dodać, że Polska ta jest nie mniej umowna od tej z "Życia snem" Calderona. Ubu wraz ze swoją zgrają przypływa do niej statkiem skądś z daleka, a w przypadku krakowskiego prz
Źródło:
Materiał nadesłany
Czas Krakowski nr 148