"Król Roger" - moim zdaniem najnudniejsza opera świata..." - napisał w jednym ze swoich felietonów Stefan Kisielewski. Ciekawe, czy zmieniłby zdanie po obejrzeniu najnowszej inscenizacji dzieła Karola Szymanowskiego na scenie stołecznego Teatru Wielkiego. Jest ona pierwszą próbą nadania uniwersalnego i ponadczasowego charakteru zawartym w tym dziele ideom. Mariusz Treliński wykorzystał w tym celu nowoczesną technikę z elektroniką i laserami włącznie, pozbawił dramat zbędnych rekwizytów i historycznego kostiumu oraz wprowadził grę symboli. Czy to jednak jest najlepszym rozwiązaniem złożonych problemów, jakie niesie "Król Roger"? Tutaj przyznaję, targają mną mieszane uczucia. Jest to bez wątpienia inscenizacja zrealizowana z rozmachem, bardzo widowiskowa i efektowna teatralnie, na dodatek utrzymana w mrocznym, pełnym tajemniczości klimacie. A jednak to nie wystarcza, by wciągnąć widza, bez reszty, w rozgrywający się na scenie d
Tytuł oryginalny
Król Roger w Operze Narodowej
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik nr 94