"Król Roger" w reż. Davida Pountneya w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Adam Suprynowicz w Ruchu Muzycznym.
Pierwsza scena "Króla Rogera" w inscenizacji Davida Pountneya zachwyca prostotą. Na białych schodach stoi czarno ubrany chór. Tylko Archiereios i Diakonissa są jakby zakuci w lśniące ornaty, sztywne, jak złote suknie na świętych obrazach. Chór ustawiony jest na planie krzyża. Prosty teatralny znak, celny skrót, który uświadamia miejsce i kontekst akcji. Przedstawienie w Operze Narodowej to przeniesienie inscenizacji z prowadzonego przez Pountneya festiwalu w Bregencji (jej rejestracja ukazała się na DVD już kilka miesięcy temu). Podobnie jak w przypadku wystawionej u nas w ubiegłym roku "Pasażerki" Weinberga, brytyjski reżyser stara się trzymać możliwie najbliżej tekstu (choć niekoniecznie ducha) libretta. Najmocniejszą stroną spektaklu okazują się jednak rozwiązania scenograficzne (Raimund Bauer), które są akurat najdalsze od wizji Szymanowskiego i Iwaszkiewicza. Scenę wypełniają owe monumentalne schody, na których kładą się światła o rozmai