- Interesuje mnie erotyzm jako potężna, zwierzęca siła, która w nas drzemie, bez względu na płeć czy orientację seksualną. To jest osią opery Szymanowskiego - mówi reżyser David Pountney, którego inscenizacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego 1 lipca otworzyła w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej polską prezydencję w Unii Europejskiej.
Anna S. Dębowska: Dlaczego angielski reżyser sięgnął po operę polskiego kompozytora? David Pountney: - Nie ograniczam swoich zainteresowań do jednego kręgu kulturowego. Wyreżyserowałem wiele oper Janáeka, Dvo áka. Świat opery słowiańskiej nie jest mi obcy, raczej bliski, zrozumiały. Jeśli pyta mnie pani o to, czy zrobiłem "Rogera" dlatego, że Szymanowski jest teraz na fali, to odpowiem, że należę do ludzi, którzy wywołali to zainteresowanie. Znam "Rogera" od kilkudziesięciu lat, z partyturą i nagraniami zetknąłem się w czasie studiów. Pamiętam też przedstawienie pod dyrekcją Leona Lovetta w Londynie, na początku lat 70. Grała je mała kompania teatralna specjalizująca się w operach nieznanych, nietypowych, napisanych przez takich kompozytorów jak Bohuslav Martin czy Szymanowski. Chciał pan wyreżyserować tę operę wcześniej? - Jeszcze w latach 80., w English National Opera. Nie udało się znaleźć obsady i odpowiedniego kontekstu.