"Płomień żądzy" Hanocha Levina w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński na swoim blogu.
Motto: "Ja widziałam te tory naprawdę. Widziałeś te tory? Przyszły do ciebie te tory w nocy?" (Paweł Demirski, "nie-boska komedia"). Kielecka "Pupcze" była jeden do jeden, strasznie po warunkach, zresztą nie wiem, nie wysiedziałem. W każdym razie w Bagateli nie robią takiego LUKIZMU, segregacji ze względu na look. Aktorzy mogą GRAĆ, na przykład ładny - brzydkiego, a widzowie działać wyobraźnią. Połapiemy się i bez mejkapu dosłowną grubą kreską. Nie trzeba wszystkiego łopatą, bo to nie jest kino. Tytułowi Jakiś i Pupcze mają w Krakowie dramatisch entrée: on zaczyna od próby samobójczej magnetofonem (!), ona od ugniatania ciasta na dziecko (!). Gdyby to był melodramat, to byliby piękni, spojrzeliby na siebie ("the look of love", zior miłości) i dopiero potem zrobiłoby się smutno. Bowiem miłość typu melo musi być jednocześnie: od pierwszego wejrzenia, z miłą PREZENCJĄ, niemożliwa i "wielka, choć jakże krótka" ("Paw królowej"). Tu