Już nie mamy przepustek. Pomagają nam przyjaciele z artystycznej partyzantki, więc nie musimy skakać przez płot. Kiedy byliśmy tutaj ostatni raz? Od Hamleta upłynęło kilka lat, kilka lat bez poczucia obezwładniającej dziwności istnienia w przestrzeni poza czasem, w krainie, gdzie wszystko mogło się zdarzyć - i zdarzyło się - i w związku z tym nie zdarzy się już nic. Przelatujące wśród norweskiej produkcji dźwigów polskie mewy krzyczą o tym otwartym tekstem, nie muszą kryć się za Morsem. Nikt nie wie, co z tym zrobić - pisze Jan Klata w Tygodniku Powszechnym.
Michałowi Szladze Kilkaset metrów stąd tętni gdańska kanikuła: po deptakach i uliczkach tłumy urlopników przewalają się wśród permanentnie jarmarczno dominikańskich straganów z mydłem, powidłem i bursztynem z Jablonexu. Tutaj - Zona. W Zonie słychać tylko mewy i delikatny chichot spełnionych najskrytszych marzeń klasy robotniczej. Kupiecki etos jeszcze tutaj nie dotarł, nie rozkrzątał, nie rozpanoszył się w postindustrialnym, przyprószonym zielenią krajobrazie o zapachu wolności i stali. Wśród widmowych hal i jałowych kanałów hula Duch Starego Hamleta oraz sporadyczni zagubieni strażnicy na skrzypiących damkach. Wszystko to od lat zawieszone w tymczasowości. Jest pięknie. Elsynor pustoszeje, obraca się w perzynę. Przed koncertem Jeana-Michela Jarre'a wyburzono część budynków, ofiarą Kylie Minogue padł jeden z moich ulubionych molochów z dającym do myślenia napisem "Traserzy Prefabrykacji". Gdańszczanie lubią sielanki: Jarre, Min