Tezy i krytyczne obserwacje są znane z innych wrocławskich spektakli, w których miały zresztą więcej wywrotowego animuszu - o spektaklu "Pomarańczyk" w reż. Tomasza Hynka z Wrocławskiego Teatru Współczesnego pisze Mateusz Węgrzyn z Nowej Siły Krytycznej.
"Pomarańczyk" z Wrocławskiego Teatru Współczesnego miał być raczej niepozorną, uniwersalną opowieścią. Jednak kontekst lokalny oddziałuje tak mocno, że o artystycznych kwestiach zapomniano już na dobre. Zarzewiem krytyki spektaklu jest spór, jaki od półtora roku rozgrywa się między miastem i legendą Pomarańczowej Alternatywy, Waldemarem Majorem Fydrychem. Wytoczył on sprawę sądową o kradzież symbolu krasnoludka, dawniej używanego przez aktywistów P. A. m.in. dla zamalowywania komunistycznych haseł. "Zakrasnoludczony" Wrocław w opinii Majora zawłaszczył symbol i wykorzystuje go w kampanii marketingowej, dzięki której zarabia krocie. Niektóre media regionalne sensacyjnie alarmowały, że "sytuacja wygląda jakby miasto zleciło opłacanemu przez siebie teatrowi publicznemu wykonanie linczu na swoim przeciwniku w procesie sądowym, jak z czasów realnego socjalizmu". Retorycznego pytania: "czy skandal służy sztuce, czy tylko jej promocji?" raczej nie