Opera wreszcie powstała, należy więc się cieszyć. Brak stałej opery był sprawą wstydliwą - zwłaszcza że Kraków chce się promować jako miasto kultury. Mamy więc operę, ale trochę krakowskim targiem. Wciśniętą na zbyt małą działkę, przez co scena jest zaledwie wystarczająca - a przecież rozsądek podpowiada, że skoro już buduje się nową operę, należałoby i scenę zrobić wielką - taką, na której reżyser wizjoner mógłby rozwinąć skrzydła - pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Gdyby od początku podjęto męską decyzję o budowie nowego gmachu, a nie rozbudowie i modernizacji dawnej ujeżdżalni, mógłby powstać budynek o lepszej architekturze i większej scenie. Ujeżdżalnia została zresztą zmieniona nie do poznania, właściwie wybudowana od nowa. Z bezpretensjonalnej hali zamieniła się w wyłożone zielonym marmurem, ozdobione błyszczącymi rurkami i szkłem gmaszysko o wyglądzie nowobogackiej łazienki. Być może opera rzeczywiście wrośnie w krajobraz miasta, jak marzy projektant. Tyle że budując Teatr im. Słowackiego wyburzono - mimo wielu słusznych sprzeciwów, w tym Jana Matejki - średniowieczny Szpital św. Ducha. Takie barbarzyństwo obecnie nie mogłoby się zdarzyć - ale ujeżdżalnia aż tak cennym zabytkiem nie była. Zresztą Teatr im. Słowackiego ze swoimi lożami i brakiem miejsca na dekoracje już w momencie powstania był nieco anachroniczny. Tak jak nowa opera.