Twórczość sceniczna, jak żadna inna dziedzina działalności Przybyszewskiego, została poddana niszczącemu upływowi czasu. Nawet najlepsze dramaty okresu warszawskiego, sprzed 1906 roku, nużą jednostajnością tematów, technicznych rozwiązań, charakterologicznymi słabościami. Na nic zda się obrazoburczość manifestu, słuszność deklaracji, swoboda prekursorskich myśli, skoro zamiast dramaturgicznego konfliktu pojawia się konflikt słowny, a ludzi zastępuje kilka skodyfikowanych wersji literackiego szablonu. Uwięzieni w metaforycznym języku młodopolskich abstraktów, miotani ogniem wewnętrznego przeżycia bohaterowie, nie mają żadnej szansy scenicznego zmartwychwstania. Sam Przybyszewski zdawał sobie w pełni z tego sprawę, kiedy do jednej z córek napisał: "Tragedia mojej sztuki polega na tym, że moja tęsknota jest większa niż możliwość jej wyrażenia". Dzisiejsze uzupełnienie takiego autokomentarza stanowi ukazująca daremność
Tytuł oryginalny
Krakowska Love Story
Źródło:
Materiał nadesłany
Literatura Nr 8