"Mewę" według Antoniego Czechowa w reżyserii i inscenizacji Pawła Miśkiewicza zobaczymy w Narodowym Starym Teatrze 4 czerwca.
Czy teatralny seans może objawić prawdy w inny sposób i gdzie indziej niedostępne? Czy daje wgląd w istotę rzeczy, oferuje jakiś rodzaj samopoznania? Czy takie obietnice to tylko uzurpacja i humbug? Czy w imię sztuki można krzywdzić innych, bo moralność nie ma tu nic do rzeczy i należy ją odrzucić jak "przesądy światło ćmiące"? Jaką cenę trzeba zapłacić za twórczość i czy warto? I czy możliwe jest wyjście poza konstatację, że życie jest ciężkie i bez sensu? Czy "nowe formy" - przekraczanie kolejnych granic estetycznych, obyczajowych, i mentalnych - pozwalają dotknąć jakiejś tajemnicy? Czy tylko narażają na oskarżenia o skandalizowanie i epatowanie publiczności, a w najlepszym przypadku - hermetyzm i nudziarstwo? Podobne pytania, które stawia przed nami Mewa Czechowa, można mnożyć. Jej prapremiera odbyła się 17 października 1896 roku w Petersburskim Teatrze Aleksandryjskim, a obecni na niej recenzenci wypowiedzieli się dość