Przedstawienie-weteran. "Ja jestem Żyd z Wesela" [na zdjęciu] w krakowskim Starym Teatrze. Premiera odbyła się w grudniu 1994 r. To jeden z najdłużej granych spektakli w Polsce. Nie bez powodu.
Dobry tekst, szlachetne aktorstwo, niebanalne uzupełnienie dla ambitnych polonistek omawiających "Wesele" Wyspiańskiego w szkole. Tak, to z pewnością przesądziło o sukcesie. Ale jest jeszcze coś nieuchwytnego. Krakowska atmosfera? Literacka anegdota? Wzruszenie i refleksja, towarzyszące przedstawieniu? Aż chce się wracać na ten spektakl. Pewnie to zasługa reżysera Tadeusza Malaka i zarazem odtwórcy roli adwokata Filipa Waschutza. Do niego zgłosił się z prośbą o pomoc niejaki Hirsz Singer. Tak, słynny Żyd z "Wesela", ojciec Racheli. Jego prawdziwe losy w niczym nie przypominają powodzenia sztuki, a mimowolny udział w tym sukcesie stał się dla niego przyczyną samych życiowych klęsk. Jerzy Nowak gra tytułową postać oszczędnie, w skupieniu, po tylu latach można rzec: w całkowitym scaleniu ze sceniczną postacią. O takich kreacjach mówi się "rola życia". Słucha się jego opowieści z zapartym tchem, raz ze współczuciem, raz z uśmiechem. Nowak pot