W operze wrze. Pracownicy, którzy przez lata milczeli, obserwując rodzinne interesy wicedyrektora Andrzeja Gurdy, odważyli się mówić. Z tych opowieści wyłania się obraz nepotyzmu w instytucji, która z naszych podatków dostaje 13 mln zł rocznie.
Wojciech Gurda, właściciel GW Projekt ma około 20 lat. Faktycznie firmę reprezentuje jego starszy o kilka lat brat - Grzegorz, który do 2006 roku pracował w operze. Został zatrudniony dzięki ojcu, od razu po szkole średniej. Szybko awansował na stanowisko zastępcy kierownika ds. technicznych. Odszedł z opery wraz z ojcem. Andrzej Gurda wrócił do opery po niespełna rocznej przerwie. A wraz z nim pojawiła się firma jego syna, która w 2008 r. wygrała przetarg na obsługę techniczną. Grzegorz Gurda pytany, ile zarobił na tym zleceniu, stwierdził, iż nie może tego ujawnić, gdyż umowa trwa do końca 2009 r. Syn wicedyrektora opery zapewnia, że nie rozmawia o przetargach opery z ojcem. - Są one podawane do publicznej wiadomości - ucina. Dementuje też informacje ze strony internetowej, z których wynika, że firma zajmuje się szyciem kostiumów i scenografią. Wicedyrektor Gurda przyznaje, że firma prowadzona przez jego synów była zatrudniana w operze