"Biesy" w reż. Krzysztofa Jasińskiego z Teatru STU w Krakowie na Festiwalu Gorzkie Żale w Warszawie. Pisze Krzysztof Lubczyński w Trybunie.
Tak już chyba musi być, że najlepsze "Biesy" według Fiodora Dostojewskiego serwuje Kraków. Warszawa, dajmy na to, jest na to za szybka, za pośpieszna, zbyt przewiewna, narażona stale na przeciągi i nadmiar tandety. Kilka dziesiątków lat temu "Biesy" wystawił w Starym Teatrze Andrzej Wajda z oszałamiającymi kreacjami Jana Nowickiego i Wojciecha Pszoniaka. Wiem to z licznych lektur, bo niestety nie widziałem tamtych wielkich "Biesów", co zresztą uważam za jedną z największych strat duchowych w całym moim życiu. Najzwyczajniej i najdosłowniej nie mogę tego odżałować. Dlatego zmierzałem na gościnny warszawski spektakl "Biesów" z krakowskiego Teatru Stu w reż. Krzysztofa Jasińskiego z nutą sceptycyzmu. Że niby pewnie nie dorównają mitycznemu ideałowi. Aliści Jasiński pokazał wielką klasę artystyczną. Bóg mi świadkiem, że nie chciałbym zgrzeszyć egzaltacją, ale i jego "Biesy" są wielkie. Nie wiem, może przemawia przeze mnie wyposzczenie z br