Trzeba mieć dużo odwagi, żeby spojrzeć w przeszłość. Jeszcze więcej, żeby patrząc na nią, nie zakładać okularów podsuwanych przez polityczną poprawność, konwenanse, nostalgię czy choćby własne poglądy. Takie właśnie, czyste, spojrzenia proponują twórcy "Cho-Hon" i "W ogień!" - dwóch spektakli, które w lutym będziemy mogli oglądać na krakowskich scenach.
Historia koreańska Tak jak Polacy, przed setkami lat odprawiali dziady, tak Koreańczycy jeszcze do niedawna wykonywali "Cho-Hon" - obrzęd polegający na przyzywaniu duchów zmarłych. Towarzyszył on rytuałom pogrzebowym, podczas których dusze umarłych wędrować miary przez kolejne stany przejściowe, by w końcu zerwać dotychczasowe więzi ze światem żywych. Ci, którzy pozostali na ziemi wznosili lamenty, powtarzając słowo "aiko", które można przetłumaczyć jako "przekazujemy wam smutek". Właśnie to krótkie słówko niczym metronom wyznacza rytm widowiska "Cho-Hon". Spektakl, mimo że głęboko zanurzony w tradycyjnych rytuałach, w momencie powstania czyli w 1980 roku, był prawdziwą sensacją koreańskiego teatru i szturmem zdobył krajowe i zagraniczne festiwale. - Rewolucyjny był przede wszystkim temat. Przedstawienie opowiada o "pocieszycielkach" - Koreankach zmuszanych do uprawiania seksu z japońskimi żołnierzami podczas II wojny światowej. W latach 80