To uniwersalna opowieść o kobiecie, która odzyskuje glos i zajmuje swoje miejsce w świecie - mówią Katarzyna Chlebny i Paweł Szumiec, aktorka grająca Ritę Mailey i reżyser spektaklu „Byłam żoną Boba Marleya".
Mogłaby to być piękna opowieść o legendarnym królu reggae i jego żonie, czarnej królowej. O miłości ikony popkultury do biednej dziewczyny z getta, przy której wytrwał do ostatnich dni. Ale historia Rity, której daje swój głos Katarzyna Chlebny, jest chropowatą, trudną, czasami gorzką prawdą o kobiecie, o losie pokolenia kobiet uwikłanych w utrwalone stereotypy, wpisanych w modele i role. O drodze, metamorfozie, religii i muzyce. O sztuce, która staje się siłą do buntu i uwolnienia.
- Rita budziła we mnie na początku opór, nawet złość - przyznaje Katarzyna Chlebny.
- Czytałam scenariusz i miałam dużą niezgodę na jej życie, na pokorne godzenie się z tym, co dostaje, a raczej czego nie dostaje, z czego jest odzierana w imię religii, wyższych celów, współuczestnictwa w misji. Jest tak całkowicie inna ode mnie, że momentami chciałabym nią potrząsnąć. A jednak próbuję znaleźć sposób, by ją obronić, a z jej jednostkowego losu, stworzyć przypowieść uniwersalną. Paweł Szumiec: - Przypowieść, w której kobieta zastanawia się, kim jest w tym wymiarze, do którego została stworzona, a nie do którego musiała się dostosować.
Będzie więc w tej przypowieści bieda, domy z tektury, doświadczenie getta, opuszczenia przez rodziców i będzie miłość, zdrada, religia, która układa świat. I świat ten pozornie daleki i odległy, staje się naprawdę bliski. - Jeśli przełożymy los Rity na nasze warunki, rzeczywistość, układy społeczne, okaże się, że geografia wcale nas nie wyróżnia, ani dzieli. Ruch rastafarian i ich zasady, zakazy i nakazy, odnajdziemy w religii katolickiej. Pozycja mężczyzny w rodzinie i rola kobiet na Jamajce i w Polsce, ma wiele punktów stycznych - podkreśla Katarzyna.
W tym losie przejrzą się więc Krystyny, Basie, Kasie, Julie. Głos Rity może być głosem wielu z nas.
Misja
Rita jest pielęgniarką, jest piosenkarką, pisze teksty i zajmuje się domem. Jest żoną, jest rastafarianką. Pierze majtki Boba Marleya i naucza. Mówi o czystości rasta i bliskości z naturą, o marihuanie jako źródle mądrości i siły, o tym, że rasta nie pije alkoholu, nie je skorupiaków, nie rozwodzi się i nie dokonuje aborcji. Przygarnia dzieci Marleya, które rodzą inne kobiety i wychowuje jak swoje. Trwa przy mężu, który mówi: „Nie jestem po stronie czarnego człowieka, ani po stronie białego człowieka. Jestem po stronie Boga, tego, który mnie stworzył i sprawił, że pochodzę od człowieka czarnego i białego", trwa przy mężu, który śpiewa: „Jak mogłem się tak pomylić? Myśląc, że możemy być ze sobą? Dni stracone z Tobą?". To o niej.
- Jest przy nim, bo ma poczucie uczestnictwa w jego dziele - mówi Paweł Szumiec.
- A nawet więcej, ona jego utopie, bajkę o równości ludzi na świecie niesie dalej.
- Jest przy nim pomimo zdrad, oddalenia. Wierzy, że bierze udział w czymś większym, ma poczucie posłannictwa. Świadomość siebie jako kobiety, człowieka, dojrzewa w niej później. Długo szuka swojego głosu - zauważa Katarzyna Chlebny
Historia spisana przez Ritę w książce „No Woman No Cry. Moje życie z Bobem Marleyem" na deskach teatru KTO zamieni się w spektakl wielowymiarowy. Świat rasta, jak podkreśla Kasia Chlebny, przenosi się w nim w nasz krąg kulturowy i religijny, gdzie mawia się: kochaj bliźniego jak siebie samego, często zapominając o tym drugim członie przykazania. O tym, że najpierw trzeba zbudować siebie, z prawem do sprzeciwu i samostanowienia. Bo tylko wtedy, kiedy przytulisz samego siebie, będziesz miał siły przytulić resztę świata.
Rita staje się pretekstem
W tym spektaklu kobieta przebacza, godzi się na złe traktowanie, by wreszcie stanąć za sobą. Z ofiary przemienia się w osobę, która świadomie dokonuje wyborów. - Mam tekst, historię Rity, ale także możliwości interpretacji, gdzie wykorzystując intonacje, sarkazm, ironię, pokazuję inny poziom tej opowieści, w którym mogę Ritę obronić. Byćmożejejbuntrodził się wcześniej, niezgoda w niej pęczniała, może ich życiu towarzyszyły awantury, dojrzewał sprzeciw, a może właśnie taki układ jej pasował? Nie będę rozstrzygać. Bardzo rzadko budując swoje postaci, próbuję konstruować prawdę tylko o tej jedynej, konkretnej, bo wtedy czuję się, jakbym podglądała cudze życie, wchodziła wnie swojebuty. Bardziej interesuje mnie wspólnota doświadczeń, przekucia życiorysu w ponadjednostkowy los. Kiedy Rita Marley staje się pretekstem do pokazania czegoś większego, mocniejszego, powszechnego. Nie próbowałam więc rozstrzygnąć, jak było naprawdę w ich związku, a opowiedzieć o dojrzewaniu kobiety i transformacji.
Historia Rity nie jest więc czarno-biała, a jej los daje nadzieję, że z trudnych sytuacji można wyjść z podniesioną głową; nawet wtedy, kiedy wydaje się, że nie mamy wpływu na nasze życie i towarzyszy nam bezsilność, gorycz, ból. Rita mówiwspektaklu: „Dziś wiem, że to, co przeżyjesz dochodząc do pewnego momentu, etapu w życiu, zostaje w tobie na zawsze". -1 to co w niej, ale także w wielu kobietach niestety zostaje, często na zawsze, to rany i blizny. Ważne, by stały się one napędem do zmiany, drogowskazem do prawdziwej wolności, w której mamy odwagę powiedzieć „Stop, nie chcę tak żyć" - podkreśla Katarzyna Chlebny.- Jeżeli my nie damy sobie prawa głosu, to nie stanie się tak, że ktoś nam je da. My nie chcemy prosić, same możemy wziąć.
W opowieści tej przejrzą się więc kobiety, które już sobie swoje prawo wzięły, i te, które wciąż trwają w trudnych, nierównych związkach. Takie, które powiedzą: fajnie, że tak nie mam, ale też i takie, które w Ride zobaczą siebie. Będą na widowni też panie, które może boją się, że nie są zbyt silne, by w związku postawić na siebie.
Przebudzenie
- Próbujemy w tym pomniku, który wznosimy Ricie znaleźć pęknięcia, szramy, wgłębienia. Znaleźć człowieka, pokazać cały ból i bunt, z którego rodzi się coś dobrego. I pokazać muzykę jako formę wyrażania emocji - podkreśla reżyser. - Piosenki nie biorą się znikąd, a są wyprowadzane z pewnego doświadczenia. To jest ta warstwa, ten poziom naszego spektaklu, który mówi o sztuce. O tym, że kiedy śpiewasz jest cilepiej.Ija wierzę, że na pewnym piętrze tego, co pokażemy, ta myśl będzie rozpoznawalna.
W tej historii Rita stanie za sobą i nagra płytę. - I jest to już ten rodzaj buntu, który potrafi nazwać bardzo wyraźnie - zauważa Paweł. - Jest w tym przeciwstawienie się „moje" „twoje". Rita bierze „moje" i chce coś z własnym życiem zrobić. I robi to przez sztukę.
Tak mówi w wywiadzie: - Pyta pan, czy czuję wsparcie Boba? Nie, nie czuję. Ale cały czas to ja jestem mu potrzebna, muszę być przy nim, bo jestem jego okiem, jego bólem, jego ramieniem. Tworzę dla niego dom, gdzie kolwiek jesteśmy.[...] Ale teraz jestem tu, w Paryżu. I tu mam teraz SWOJE koncerty i teraz udzielam SWOICH wywiadów. I teraz śpiewam SWOJE piosenki. SWOJE! Rozumie pan?
W Krakowie powstał więc spektakl feministyczny, w którym twórcy nie starają się na siłę usprawiedliwiać Boba, nazywają jego zdrady po imieniu, opisują relację, w której król reggae wcale nie jest fajny, a może nawet nie da się go polubić. Szumiec: - W filmie dokumentalnym o Marleyu przyjaciele mówią: tak, u nas na Jamajce tak się dzieje. Bob był przecież przystojny, miał fanki na całym świecie, nie ograniczał się. Ale to nie jest tylko kwestia zdrady, która mieści się na poziomie mieszczańskiej krytyki, ale kwestia podejścia do relacji. Bob był wiecznym dzieckiem z pięknymi marzeniami o pokoju, miłości i braterstwie mimo koloru skóry. Był artystą i guru, który budował swój światopogląd na, wydawać by się mogło, naiwnych ideach.
- Które jednak stawały się szalenie istotne w rodzeniu się świadomości społeczeństwa na Jamajce czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie ta muzyka zaczęła być grana - podkreśla Katarzyna Chlebny. - „Getup, Standup" jest piosenką, która towarzyszy protestom od lat. Bob miał wpływ na struktury społeczne, walkę o równouprawnienie. I ten przekaz nie jest tylko mrzonką. Marley zaraził nią niemal cały świat.
I Rita czuła jego moc.
- Bardzo długo zastanawiałam się, jak grać Ritę, by stała się wzorem dla kobiet, a nie symbolem kobiety ofiary - mówi Katarzyna. - Bo jeśli będziemy jej tylko współczuć, odetniemy się od tej paraleli między mną, jako odbiorcą, a nią. Dopóki istnieje między nami most, jestem w stanie wyjść ponad opowieść o tej konkretnej postaci. A wtedy, prócz współodczuwania, katharsis, zobaczę także w swoim życiu coś inaczej, wyraźniej.
Wolność
Rita żyje według kodeksu moralnego, który zbudowała jej religia. Bycie rasta umieszcza ją w rzeczywistości i tak też ją tłumaczy, dookreśla. Szumiec:
- Jak refren w spektaklu pojawiają się fragmenty nauczania Rity, w świetle których jej wybory znajdują usprawiedliwienie w światopoglądzie, który jej stworzono, a w który ona uwierzyła. Tyle że my tym spektaklem podajemy w wątpliwość te prawdy, czasami stawiamy je przeciwko sobie.
Katarzyna: - Jako kobieta walcząca o równouprawnienie, mam jednak pełną otwartość i zgodę na ludzi, którzy w religii, wierze czy światopoglądzie realizują swoje duchowe potrzeby. W nich szukają bezpieczeństwa i oparcia. I taka jest Rita; odważa się na swój głos, ale równocześnie jest w niej głos Marleya, przywódcy rasta, głos Boga. I ja to przyjmuję.
Kim więc jest Rita. Kobietą, kochanką, artystką, żoną, autorką tekstów, przyjaciółką.
O czym jest historia? O kobiecie błądzącej, spełnionej, poszukującej, idącej trudną drogą, o kobiecie silnej, która zajmuje wreszcie swoje miejsce. Paweł Szumieć: - A także przypowieścią o wolności; o kilku wymiarach tej wolności, o idealnej wizji świata, o marzeniach i muzyce. To także opowieść o trwaniu przy kimś, kto staje się ikoną popkultury, ikoną buntu przeciwko fałszywej demokracji i rządom.
Premiera „Byłam żoną Boba Marleya" 27 stycznia na deskach Teatru KTO. Reżyseria: Paweł Szumieć. Ritę Marley gra Katarzyna Chlebny. Autorką monodramu jest Małgorzata Jantos.