Już jutro scena krakowskiego Starego Teatru zamieni się w leśną polanę gdzieś hen, na południowej granicy Polski. Na polanie stanie wartownia, a obok wystraszony ochroniarz Patryk, który pilnuje jej przed rozkradzeniem przez miejscowych. Patryka opłaca mityczny Turek, o którym chodzą słuchy, że wykupił całe pogranicze i wszystko, co się da, chce wywieźć za morze.
Tę prowincjonalną tragedię o społecznym wykluczeniu, pod tytułem "Czekając na Turka", wyreżyserował Mikołaj Grabowski na podstawie sztuki Andrzeja Stasiuka. Najsłynniejszy polski piewca peryferii napisał ją w ramach europejskiego projektu teatralnego Instytutu Goethego i szczodrze nasączył duchem Mrożka i Becketta. A na scenie zobaczymy m.in. Iwonę Bielską, Jana Peszka i Piotra Głowackiego, który wcieli się w Patryka. Z głośników popłynie melancholijna muzyka spod ręki Mikołaja Trzaski. "Czekając na Turka" w scenicznej interpretacji Grabowskiego nabrało jednak dodatkowego, politycznego znaczenia. Reżyser spogląda bowiem na współczesną prowincję oczami autochtonów, dla których wejście do strefy Schengen to życiowa katastrofa. Tam, gdzie kiedyś kwitł przemyt z Czechosłowacji, dziś straszą ruiny, których pilnują z duszą na ramieniu zastępy Patryków. Nie bez powodu jeden z bohaterów - Edek, który jako umundurowany i zasobny w motocykl