Trudno się wyzbyć wrażenia, że istniały dwie Marie Callas - ta, która czarowała ze sceny, i ta, która pojawiała się, gdy zamykały się drzwi domu. Nic dziwnego, że Tom Volf zapragnął zgłębić tajemnicę zjawiskowej śpiewaczki i stworzył o niej film.
Oglądając archiwalne materiały, w których gwiazda opowiada o swoim życiu, czujemy się, jakbyśmy dostępowali wtajemniczenia. Ale to wciąż Callas przed obiektywem. Co prawda patrzy w oczy dziennikarza, ale jednocześnie czaruje kamerę, waży słowa, pilnuje rytmu wypowiedzi. Przypomina o tym oryginalny tytuł filmu: "Maria by Callas" - Maria według Callas. Kreacja, od samego początku, odkąd jej ojciec, grecki imigrant, zmienił rodzinne nazwisko Kalogeropoulou na Callas, by Amerykanom łatwiej było je wymawiać. MUZYKA - JEDYNA FORMA WYRAZU Twórca filmu nie ukrywa, że od lat ma obsesję na punkcie śpiewaczki. Jego nieco bezkrytyczna perspektywa dominuje w "Marii". Długie ujęcia, skupione na jej twarzy podczas występu przypominają spojrzenie zakochanego mężczyzny. Dokument Volfa to bardziej list miłosny niż śledztwo. A jednak, aby mógł ujrzeć światło dzienne, twórca musiał wykonać mrówczą pracę. Przejechał pół świata, poznał jej prz