Oscarowy film "To nie jest kraj dla starych ludzi" nie bez powodu cieszył się w Polsce sporym powodzeniem. W tym samym czasie pojawiło się kilka dzieł krajowych reżyserów, którzy odrzucają tytułową sugestię. Jakkolwiek może to wydać się zaskakujące, stary człowiek znowu ma coś do powiedzenia w polskiej sztuce - pisze Zdzisław Pietrasik w Polityce.
Początek III Rzeczpospolitej nie najlepiej wróżył twórcom czynnym w minionej epoce. Zamilkli cenieni jeszcze niedawno pisarze, jedni z własnej woli (jak choćby Tadeusz Konwicki), inni z konieczności, o czym wiele mogliby opowiedzieć redaktorzy nowych wydawnictw oddalający ze wstrętem rękopisy niezasługujące ich zdaniem na druk w odmienionej rzeczywistości. Na licznych festiwalach filmowych tryumfy święciło kino coraz to nowszych roczników, nie wspominając o teatrze, gdzie litościwie pozwolono pracować kilku starym mistrzom, podczas gdy resztę scen wzięli w swe ręce niedawni debiutanci. "Młody je... starego!" - napisał nie tak dawno bardzo ambitny twórca w manifeście skierowanym do załogi stołecznego Teatru Powszechnego, co wielu oburzyło, lecz niesłusznie. Autor owych słów zdobył się bowiem na szczerość, której mogliby mu zazdrościć podobnie myślący rówieśnicy. W ostatnim czasie coś się jednak zaczyna zmieniać. Przypomnijmy choćby kilka