Tytułowa bohaterka została rozbita na kilka aktorek, jakby zebranie doświadczeń nabytych w Krainie Czarów przekraczało możliwości percepcyjne jednej osoby - o "Dynowskiej Alicji w Krainie Czarów" w reż. Magdaleny Miklasz, prezentowanej w Dynowie na finał akcji Pogórze-Ekspres pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Niewielki Dynów, oddalony o godzinę drogi PKS-em od Rzeszowa, stał się na dwa wieczory w środku lata Krainą Czarów. W ramach długofalowej akcji Pogórze-Ekspress pasjonaci teatru ze Stowarzyszenia De-Novo zaprezentowali na polu namiotowym "Alicję w Krainie Czarów" z udziałem zaproszonych artystów i aktorów-amatorów. Przedsięwzięcie imponowało rozmachem. Sporej wielkości przestrzeń gry, ulokowana (podobnie, jak widownia) pod gołym niebem, zapełniała się co rusz dziwacznymi mieszkańcami Krainy Czarów. Neurotyczne, nadruchliwe lub zupełnie niepodlegające klasyfikacji stwory poruszały się między sześcianami, stanowiącymi istotny element scenografii, lub nieoczekiwanymi konstrukcjami, jak statek, na którym zasiedli muzycy, czy kilkumetrowa struktura, gdzie rezydował Pan Gąsienica (scenografia i kostiumy: Ewa Woźniak). I choć przecież wszyscy znamy fabułę powieści Lewisa Carrolla, nie o historię szło w tym przedstawieniu. Istotniejsza była jej str