Na widowni podczas całego przedstawienia trwa stłumiony chichot. Właśnie chichot, i to stłumiony, nie ujawniający się ani na chwilę, ani na moment nie wyzwolony. Wiadomo, że śmiać się nie należy, bo na scenie rozgrywa się rzecz ważna, raczej smutna, nie bardzo jasna, dość niepokojąca. Ale jednocześnie bohaterowie przedstawienia są tak zabawni - naprawdę zabawni: Gogo (Fijewski), gdy kaprysi jak dziecko lub nudzi jak stara baba, Didi (Kondrat), kiedy łagodnie pokpiwa z Gogo, i Pozzo (Koecher), kiedy żałośnie domaga się hołdów i posłuchu. Lucky (Mularczyk) - nie, ten (przynajmniej w warszawskim przedstawieniu) zabawny już nie jest - biedny, męczy się - jego się już żałuje, tak jak niedźwiedzia w cyrku, który ma kółko w nosie. A więc cyrk. Śmiech cyrku, łzy cyrku, niepokój cyrku. Dialog Didi i Gogo jest dialogiem cyrkowych błaznów. Zbyt obszerny strój Gogo i zbyt ciasny strój Didi, ich meloniki, kamizelki, pstrokate łaty - to strój błaz
Tytuł oryginalny
Koszmar czasu
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 7