"Cosi, gdziesi, kajsi, ktosi. Z Wesela Stanisława Wyspiańskiego" w reż. i wykonaniu Sławomira Maciejewskiego w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Polskim.
Jako że nowy spektakl w Słowackim miał być jednoosobowym zmaganiem się z tekstem "Wesela" Wyspiańskiego, przyszedłem do teatru z Isią, to znaczy z 5-letnią kandydatką na Isię. Miotłę mieliśmy schowaną w kawałkach po kieszeniach. Jakby co: pogonimy Chochoła, aktor aluzję pojmie. Sławomir Maciejewski na aluzję, niestety, nie zareagował werbalnie, ale zdecydowanie przelicytował nas w chwili, gdy z jednej z walizek wyjął składaną kosę. Z wyganiania Chochoła nic nie wyszło. Przed kosą nawet w teatrze nie ma obrony. Trudno zaklasyfikować ostateczny efekt wysiłków aktora wspomaganego na scenie przez trójkę muzyków. Bo ni to punkowy koncert, ni to performens, ni teatralny monodram. I już nie "Wesele" Wyspiańskiego. Od strony literackiej mógłby to być tak zwany centon, czyli utwór złożony z samych cytatów. Maciejewski zmienia przecież tylko kontekst i kolejność ich wypowiadania. Wielogłosowy utwór dramatyczny został zamieniony w tyradę, akto