Akceptujemy skandaliczne warunki pracy i barbarzyństwo funkcjonariuszy instytucji, bo wciąż nas mami właśnie cholerna nadzieja, że dobry, ważny spektakl może kiedyś ostatecznie okazać się jednym z elementów zmiany na lepsze, więc zaciskamy zęby, mruczymy pod nosem mantrę, że "ostatecznie wszystkie sprawy" i w imię tego, żeby zwyczajnie przeżyć dajemy się traktować jak śmieci - pisze Paweł Passini w felietonie dla e-teatru.
Więc jest tak: budzę się około 6-tej, wstawiam kawę z kardamonem i otwieram komputer. Podekscytowany jestem już poprzedniego dnia wieczorem, ale nigdy nie zaczynam pisać. Dopiero w środę. Chcę być aktualny. Nie przekopuję się specjalnie przez ostatnie doniesienia prasowe - chodzi raczej o przeczucie, wyznaczenie odległości w jakiej się od siebie dzisiaj znajdujemy. Przez cały tydzień przychodzą do mnie różne rzeczy i sprawy, o których myślę: "o tym napiszę." Szczególnie kiedy spotyka mnie coś, na co nie mam wpływu, a co wydaje mi się szczególnie niesprawiedliwe. Albo coś niezwykłego, a trudnego do zauważenia. Czuję wtedy, że mogę temu pomóc, wesprzeć. Ale przecież nie ma co przeceniać siły rażenia tych kilku zdań, prawda? Moje felietony raczej sekundują beznadziei, niż są w stanie ją zmienić. Ale dopóki mogę się chociaż oszukiwać, że to "My", które kształt próbuję porannie przeczuć, że ten "Ty", do którego co tydzień wys