W ostatnich numerach "Kultura" (warszawska oczywiście!) drukuje odpowiedzi naukowców na temat, jaką rolę w ich życiu grają literatura, muzyka i plastyka. Nie powiem, abym był zbudowany tymi odpowiedziami. Ale dreszczem mnie przejmuje myśl, że jakieś pismo zwróci się do pisarzy z pytaniem, jaką rolę w ich życiu odgrywa nauka. Otóż uderzyło mnie to, że jeden z tych solidnych, prawdziwych uczonych powołuje się, jako na najukochańszego i swojego pisarza, na Słowackiego. "Boże drogi - pomyślałem, a nawet powiedziałem, bo na starość człowiek gada sam do - siebie - jeszcze Słowacki". I zrobiło mi się głupio. Słowacki był przez długie, długie lata bóstwem mojego życia. A potem o nim zapomniałem. Miałem, teraz takie uczucie, jak ten bohater "Wiosennych wód" Turgieniewa, któremu nadesłana z Ameryki fotografia przypomina całą młodość. Przypomniało mi się wszystko, wszystko. A że bawiłem akurat poza obrębem m
Źródło:
Materiał nadesłany