- Nie znam aktorów, którzy potrafiliby tak zagrać. Bardzo się wzruszyłem, a ja się już w ogóle nie wzruszam od wielu lat. Nie przepadam za patosem, ale była to dla mnie chyba najważniejsza inscenizacja "Kopciucha". Była to też jedna z tych rzadkich chwil, gdy autor czuje, że to, co pisze, ma sens - powiedział Janusz Głowacki po spektaklu w Schronisku dla Nieletnich i Zakładzie Poprawczym w Falenicy.
Dziewczyny siedzą na materacach. Czytają horoskopy z kolorowej prasy. "To miesiąc miłości, jak najszybciej zaplanuj spotkanie z ukochanym. Najlepiej przy lampce wina". Śmieją się szyderczo. W sobotę [5 marca] wychowanki schroniska w Falenicy pod opieką artystyczną Jagi Dal wystawiły "Kopciucha" Janusza Głowackiego. Z zewnątrz kilkupiętrowy budynek wygląda przygnębiająco. Szare, odrapane ściany, kraty w oknach, wokół wysoki mur. Więzienie - tak musi pomyśleć ktoś, kto tak jak ja przychodzi tu po raz pierwszy. Tymczasem w środku oglądam przytulne trzyosobowe pokoje. Dziewczyny same wybierały i kładły tapety, wykładały parkiety. Na ścianach powiesiły obrazki wykonane podczas zajęć plastycznych. Na korytarzu wiszą gablotki. Zdjęcia z obozów wakacyjnych, informacje o kursach fryzjerskich, krawieckich, o zajęciach z haftu i gotowania. - Schronisko jest ich domem. Innego nigdy nie miały - słyszę od dyrektora Romualda Sadowskiego. - Tu mamy wszystko