Gdy zabraknie wejściówek, rozgoryczona jest publiczność, ale nie teatr, teatr ma bilans dodatni. Mogliby w tym miejscu coś powiedzieć wszyscy, którzy nie dostali się na gościnne występy Jerzego Stuhra z monodramem "Kontrabasista" w warszawskim Teatrze Studio. Po prostu nie było wolnych miejsc. Stuhr życzył sobie grać kameralnie, na dostawki i stanie pod ścianami nie godził się również teatralny strażak. Wspominam o tej prozaicznej stronie sztuki, bo żal mi tych, którzy pocałowali tylko klamkę teatru, a jednocześnie już węszę snobizm. Atmosfera podniecenia, która towarzyszyła występom Stuhra w stolicy, oby była dobrym znakiem niedawno rozpoczętego sezonu. Odpukać, bo jak wiadomo ludzie teatru są bardzo przesądni! Stuhra oblegano, publiczność przyszła konkretnie na tego autora i jego monodram. Niby teatr gwiazdorski należy do lamusa, jednak lubimy gwiazdy... Powodzenie Stuhra i "Kontrabasisty" nietrudno było zresztą przewidzi
Tytuł oryginalny
Kontrabasista to ja
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Kulturalny nr 48