"Wyzwolenie" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Telewizji. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Nie ma utworów scenicznych lepiej oddających stan polskiego ducha niż liczące sobie wiek z okładem dramaty Stanisława Wyspiańskiego. Takie jest przede wszystkim "Wesele", choć i rzadziej wystawiane "Wyzwolenie". Nie dotyczy to, niestety, najnowszej wersji Teatru TV w reżyserii Macieja Prusa, który na przekór autorowi głoszącemu: "teatr mój widzę ogromny", uczynił w nim wszystko małym. Najsmutniejsze jednak jest to, że jego przedstawienie do kanonu znanych mi odczytań scenicznych "Wyzwolenia" nie wnosi nic nowego. Całość trwa niewiele ponad godzinę, co bynajmniej nie oznacza, że krótko. Okrojone kwestie padające z ust aktorów mocno ograniczonej obsady szybko zaczynają nużyć monotonią - wloką się okrutnie. Aż trudno uwierzyć, że zaangażowanie Piotra Adamczyka w roli Konrada oraz takich znakomitości jak Komorowska, Holoubek, Trela, Talar, Łukaszewicz, Bonaszewski dało tak mizerny efekt. Tekst na ogół brzmi deklaratywnie i sztucznie, a misternie