Teatr w teatrze to najlepsza metoda, by przetestować reżyserską sprawność. Estońskiego reżysera, Tiita Ojasoo, przyniesiono z tej metateatralnej potyczki na tarczy, polski reżyser, Piotr Cieplak, wychodzi z niej z tarczą - z Festiwalu Kontakt, dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.
"Romeo i Julia" to jedna z niewielu sztuk Szekspira, w której nie ma metateatralnej zabawy, jednak "Julia" z Estońskiego Teatru Dramatycznego taką właśnie grę podejmuje. Wychodzi z tego spektakl nudny i pretensjonalny, o którym zapomina się od razu po wyjściu. Bo co z tego, że zmieniają się konwencje, że mamy do czynienia z nieustanną próbą do niegotowego spektaklu? Niewiele też wynika z musicalowych wstawek, bo nie chodziło chyba o pokazanie losów kochanków z Werony w twardych warunkach narzucanych przez show-biznes. Jeden z czołowych polskich krytyków teatralnych stwierdził, że cały spektakl opiera się na subtelnym pastiszu, który trzeba umieć zauważyć. Problem polega na tym, że tego pastiszu nie da się nie zauważyć. Jest tak subtelny jak walenie łopatą po głowie. Ciekawie wykorzystanym pomysłem mógłby być podwojony Romeo. Pierwszy jest mężem aktorki, która ma grać Julię, a drugi jej scenicznym partnerem. Jeden kocmołuch, drugi lowela