Kilka dni na Kontakcie. Zaraz po powrocie nie mam porządku w głowie, aby spisać myśli. Na gorąco mogę jedynie powiedzieć, że wszystkie przedstawienia, które widziałem, były w jakiś sposób ciekawe. Były bardzo różne - to fakt. Że też jury udało się porozdzielać nagrody - po powrocie z Torunia pisze na swoim blogu Wojciech Majcherek.
To chyba zasługa Ducha Św., który działał pod postacią Beaty Guczalskiej. Werdykt zresztą generalnie mi się podoba. Grand Prix dla dwóch spektakli Hermanisa [na zdjęciu "Dziadek"] mogło zaskoczyć, ale było zasłużone. Ich teatralność z pozoru nadzwyczaj ascetyczna wypełniała się prawdą opowiadanych historii, których sens budował się w głowach widzów bez natrętnych podpowiedzi. Młody aktor, który zagrał w monodramie Dziadek, wykonał kawał niezwykłej roboty. Minimalnymi środkami przedstawił prawdziwe historie trzech mężczyzn, którzy mogli być poszukiwanym przez niego dziadkiem zaginionym w czasie wojny. Ich losy bardzo różnie się ułożyły - jeden służył w Armii Czerwonej, drugi - w Wehrmachcie, trzeci - i tu, i tu. Godna szacunku jest odwaga opowiedzenia tych historii. Na Kontakcie było więcej przedstawień, które bazowały na materiale dokumentalnym. Spektakl o mniejszości wietnamskiej w byłej NRD - kolejny projekt Rimini Protokoll z