"Weź, przestań" w reż. Jana Klaty w TR Warszawa. Pisze Grzegorz Czyż w Ozonie.
Po tym, jak Jan Klata wprowadził na scenę cztery przedstawienia w 2005 roku (i zamknął tenże monograficznym przeglądem "Klata Fest."), pojawiły się opinie, że artysta pracuje zbyt szybko, by mogło się to nie odbić na jakości jego spektakli. Wszyscy prawdopodobnie się pod tym podpiszą, gdy zaczną oglądać jego najnowszą inscenizację - "Weź, przestań". Autorska sztuka reżysera, który zasłynął z moralizatorskiego tonu swoich przedstawień, w pierwszej części wydaje się tylko demonstracją jego nadzwyczajnego zmysłu obserwacji i łatwości przenoszenia do teatru języka potocznego (również nieparlamentarnego). W tym, co widzimy, nie ma nic ponad efektowne, acz pozbawione głębszego sensu ukazywanie groteskowości ról przypisanych ludziom przez życie - od bezdomnego menela, przez sprytną naciągaczkę, po zepsutego "białego kołnierzyka". W pewnym momencie okazuje się jednak, że poszarpana fabuła "Weź, przestań" dokądś zmierza, a Klata udowadnia,